top of page

Sprawa Czesława B. – agenta „Małachowskiego”, „Michała”

Wyskoczyłem ze szkoły
by zabić paru ludzi
(Trzeba było ich zabić
bo tak się wplątali w przeszłość
że można ich było odplątać
tylko kulą)
... i wróciłem do szkoły
w granatowym ubranku
pachnącym młodością
i krwią.

dr Tomasz Łabuszewski, IPN
Kazimierz Krajewski, IPN

Historia Czesława B. – jako tajnego współpracownika – nigdy nie powinna była się zdarzyć. Jego rodzina, głęboko zaangażowana w działalność niepodległościową, nigdy nie powinna stać się celem represji władz polskich. Jego najstarszy brat nie powinien zginąć z ręki Polaków. Sam Czesław B. nie powinien nigdy zostać agentem bezpieki – ta bowiem miała formalny zakaz werbowania nieletnich. 

Jako wrażliwy, uzdolniony humanista nigdy nie powinien stoczyć się moralnie, zdradzając pamięć ojca, najstarszego brata – żołnierzy AK, brata walczącego w partyzantce, matki represjonowanej przez komunistów. Nie powinien opisać po wielu latach tych wszystkich zdarzeń w sposób wykluczający potrzebę ekspiacji za dawne winy. To wszystko jednak, co stało się udziałem Czesława B. zdarzyło się naprawdę i było zjawiskiem typowym dla pierwszej komunistycznej dekady. Typowe były represje dotykające właśnie takie rodziny jak jego – wyniszczane przez komunistów za przywiązanie do tradycji patriotycznej. Typowe były działania wszechwładnej bezpieki, nieprzestrzegającej jakichkolwiek zasad, łamiącej wszelkie normy i prawa. Ofiary jego zdrady były typowe dla losów terenu, z którego się wywodził – wykrwawionego przez trwające blisko dziesięć lat pacyfikacje. Typowa wreszcie była historia jego moralnego upadku – typowa dla czasów, w których za zdradę dostawało się nagrodę, zbrodnia zaś nie mogła doczekać się ukarania.

 

Na początku 1950 r. funkcjonariuszom Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie udało się zlokalizować miejsce pobytu brata Witolda B. „Litwina”, „Stena” – jednego z partyzantów działającej nadal na Białostocczyźnie i Podlasiu 6 Brygady Wileńskiej AK. Był nim siedemnastoletni wówczas Czesław B. – Czesław B. – agent „Małachowski”, „Michał” uczeń gimnazjum im. Stanisława Małachowskiego w Płocku, do niedawna mieszkaniec Jabłonny Lackiej w powiecie Sokołów Podlaski. Postanowiono zwerbować go jako agenta, szantażując odpowiedzialnością karną za kilkakrotną wymianę korespondencji z bratem, zakwalifikowaną jako „udzielanie pomocy bandzie”. Komunistyczny resort bezpieczeństwa wykorzystał też jako dodatkowy argument to, iż jego młodszy brat także uczył się w „Małachowiance”, siostra zaś w szkole podstawowej. Rodzeństwo pozostawało bez opieki rodziców. Ojciec – oficer rezerwy – wcielony przymusowo do ludowego Wojska Polskiego w 1944 r. poległ w ostatnich dniach wojny, matka zaś odbywała karę 5 lat więzienia za pomoc udzielaną partyzantom. Najstarszy brat – zaangażowany czynnie w działalność niepodległościową w AK – został zamordowany przez UB jeszcze w lecie 1946 r.

Werbunku Czesława B. dokonano 26 marca 1950 r. w Płocku poprzez tajne aresztowanie. Po podpisaniu deklaracji współpracy B. przyjął kryptonim „Małachowski” (zmieniony później na „Michał”). Po kilku dniach został przerzucony do powiatu Sokołów Podlaski, gdzie miał skontaktować się z bratem, Witoldem. Pod pozorem spotkania się z nim z okazji Wielkanocy 5 kwietnia 1950 r. odwiedził obozowisko oddziału por. Józefa Ludwika Małczuka „Brzaska” (komendanta powiatu Sokołów Podlaski podległego konspiracyjnej „eksterytorialnej” organizacji wileńskiej AK) znajdujące się w lesie koło wsi Toczyski Podborne w gminie Jabłonna Lacka. Przebywał w nim przez dwa dni. Po opuszczeniu obozowiska rankiem 7 kwietnia 1950 r. agent „Małachowski” niezwłocznie poinformo-wał szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sokołowie Podlaskim o miejscu postoju partyzantów. Podczas obławy, w której brało udział ponad 500 żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, poległ por. „Brzask” i jego dwaj żołnierze. Reszta grupy (w tym brat agenta „Małachowskiego”) zdołała jednak, korzystając z ciemności nocnych, przebić się z okrążenia. Sukces komunistycznego resortu bezpieczeństwa był jednak bezsprzeczny. Zdołał on nie tylko zlikwidować legendarnego dowódcę partyzanckie go, ale także, korzystając z wiedzy „Małachowskiego”, aresztować 64 zaangażowane w działalność niepodległościową osoby z rejonu Jabłonny.

Czesław B. pozostawał jednak poza podejrzeniami partyzantów i miejscowej społeczności. WUBP w Warszawie opracował bowiem staranny kamuflaż dla jego pracy agenturalnej, kierując podejrzenia miejscowej ludności na zupełnie inną osobę. Do roli kozła ofiarnego wybrany został żołnierz podziemia sierż. Wacław Giziński „Bąk” (zasłużony akowiec i winowiec). Realizując plan „przykrycia” agenta „Małachowskiego”, resort zwolnił Gizińskiego z aresztu, zapewnił ochronę KBW, po czym przesiedlił wraz z rodziną na ziemie odzyskane, gdzie zapewnił mu pracę na kierowniczym stanowisku w PGR-ze koło Słupska. Był on także jedyną osobą, która na procesie miejscowej siatki konspiracyjnej zeznawała z wolnej stopy i w dodatku nie została skazana. Wszystko to sprawiło, że mieszkańcy okolic Jabłonny Lackiej uznali go za zdrajcę, który wydał „Brzaska” i jego towarzyszy. Legenda ta okazała się niezwykle trwała, funkcjonując powszechnie aż do początku XXI w.

Po kilku miesiącach komunistyczny resort bezpieczeństwa postanowił powtórnie użyć Czesława B. W maju 1950 r. z polecenia funkcjonariuszy UB podjął on korespondencję z rodziną jednego z partyzantów 6 Brygady Wileńskiej AK, Eugeniusza Welfla „Orzełka”, z Tuszyna pod Łodzią. Listy od Jadwigi Welfel – siostry „Orzełka” – potwierdziły, iż agent nie jest podejrzewany o współpracę z bezpieką. W celu uzyskania ponownego kontaktu z brygadą jeszcze w czerwcu 1952 r. wysłano go „z wizytą” do rodziny Welflów i zalecono m.in. „prowadźcie rozmowę [o śmierci „Brzaska”] ubolewając nad «Brzaskiem» szczególnie”. W dalszych kontaktach z Welflami agent, zgodnie z opracowaną przez WUBP legendą, występował jako osoba obawiająca się aresztowania i ukrywająca się przed UBP. Już w pierwszych rozmowach udało mu się uzyskać sporo informacji na temat kontaktów rodziny z pododdziałem partyzanckim, w którym służył „Orzełek”. W trakcie kolejnej wizyty Welflowie podali mu też kilka nowych, nieznanych UB namiarów na punkty kontaktowe siatki dowodzącego 6 brygadą kpt. Kazimierza Kamieńskiego „Huzara”. We wrześniu 1950 r. resort upozorował próbę aresztowania „Małachowskiego” w jego domu, co miało uwiarygodnić jego legendę osoby ukrywającej się przed UB i szukającej kontaktu z oddziałem partyzanckim. We wrześniu 1950 r. prowadzący agenta funkcjonariusze WUBP w Warszawie wysłali go na Podlasie z zadaniem „wystawienia” do likwidacji patrolu partyzanckiego dowodzonego przez Arkadiusza Czapskiego „Arkadka”.

Kontakty otrzymane u Welflów okazały się w tym wypadku niezwykle cenne i aktualne, „Małachowski” w ciągu pięciu dni po powrocie na Podlasie nawiązał łączność z patrolem „Arkadka”. Agent przebywał z partyzantami krótko, bodaj jeden wieczór. Na pierwszym postoju pozostawił ich śpiących w stodole we wsi Borychów i złożył meldunek na punkcie kontaktowym UBP. 30 września 1950 r. czteroosobowy patrol Czapskiego został otoczony przez grupę operacyjną UBP i KBW. Wszyscy partyzanci polegli podczas nieudanej próby przebicia (wśród zabitych był Eugeniusz Welfel „Orzełek”, którego rodzina nieświadomie przyczyniła się do jego zguby).

Kolejny raz resort bezpieczeństwa zadbał o zabezpieczenie agenta przed dekonspiracją. Aresztowano wszystkie osoby, które wiedziały, że „Małachowski” poszedł na spotkanie z grupą „Arkadka” i mogły skojarzyć ten fakt z likwidacją partyzantów. Aresztowana została też cała rodzina Welfów oraz grono ich znajomych (łącznie 11 osób). UB zadbało także o kamuflaż polegający na wybraniu kolejnego kozła ofiarnego, na którego miała spaść odpowiedzialność za wydanie partyzantów. Funkcjonariusze WUBP w Warszawie w opracowaniu dotyczącym wprowadzenia agenta B. mogli spokojnie skonstatować: „Niewątpliwie kombinacja ta całkowicie potwierdzi dezorientację ludności. Agent ps. «Michał» ma dalsze możliwości w dotarciu do bandy «Huzara», gdyż cieszy się wielkim zaufaniem u członka tejże bandy ps. «Litwin»”.


Młodemu agentowi, który otrzymał nowy kryptonim – „Michał”, nie dano długo odpoczywać. Wprawdzie po udanej likwidacji patrolu „Arkadka” został chwilowo wycofany z gry, jednak już w pierwszych dniach listopada 1950 r. WUBP w Warszawie opracował kolejny plan wykorzystania „Michała” w pracy operacyjnej. Udanie rozpoczęta 4 listopada 1950 r. misja na Podlasiu została jednak po tygodniu zupełnie przypadkowo przerwana przez niezbyt rozgarniętych funkcjonariuszy z posterunku MO w Jabłonnie Lackiej. Gdy 11 listopada agent szedł z meliny w Bujałach do wsi Niemirki (gm. Jabłonna), został przez nich aresztowany i zdekonspirowany publicznie. Dalsza działalność była w tej sytuacji niemożliwa. Funkcjonariusze UB z Warszawy musieli ostatecznie wycofać swojego podopiecznego z Podlasia. Nie pozostawili go jednak samemu sobie. Za pośrednictwem Departamentu III MBP skierowano go do Wrocławia, gdzie zapewniono mu miejsce pracy i stworzono możliwość kontynuowania nauki. Szef miejscowego WUBP otrzymał wręcz polecenie załatwienia mu miejsca na uczelni (na Uniwersytecie Wrocławskim, na Wydziale Filologii Polskiej), a także w internacie. W dalszym ciągu pozostał on też agentem bezpieki, tym razem nastawionym na rozpracowywanie środowiska akademickiego.

Ostatnia już wyprawa TW „Michała” na Podlasie wiązała się z likwidacją przez resort bezpieczeństwa jednego z ostatnich pododdziałów 6 Brygady Wileńskiej AK – patrolu sierż. Adama Ratyńca „Lamparta” w maju 1951 r. Poległo wówczas czterech partyzantów wraz z dowódcą, a ciężko ranny Witold B. „Litwin”, „Sten” wpadł w ręce funkcjonariuszy UBP. Nie zdołał popełnić samobójstwa na polu walki. Leczony w resortowym szpitalu w Białymstoku, odmawiał składania zeznań. Wówczas na rozkaz wicedyrektora Departamentu III MBP mjr. Stanisława Wolańskiego ściągnięto z Wrocławia jego brata Czesława. Na polecenie funkcjonariuszy UB odwiedzał on brata w szpitalu, składając z rozmów z nim obszerne raporty. Nakłonił Witolda do złożenia zeznań, które zostały wykorzystane w rozgrywce operacyjnej prowadzonej przez MBP przeciw kpt. „Huzarowi”. Zachowały się też meldunki „Michała” z rozmów prowadzonych z własną matką, zwolnioną wcześniej z więzienia, będące kolejnym, niezwykle wymownym świadectwem, jak nisko może upaść człowiek raz złamany przez komunistyczne służby specjalne.

Los agenta „Michała” został wyznaczony przez przełożonych z resortu, którzy nie zapomnieli o nim do końca jego życia. Kontynuował naukę i w PRL zrobił karierę. Został członkiem partii, pracował w kuratorium, jako wicedyrektor jednej z wrocławskich szkół średnich. Jako agent działał jeszcze przez wiele lat. W ostatnim okresie życia poprosił o zwolnienie z obowiązków tajnego współpracownika, gdyż liczne funkcje w pracy organizacyjnej PZPR nie pozwalały mu na sprawne wykonywanie zadań szpicla. Zmarł 16 grudnia 1981 r. jako zasłużony pedagog i „wychowawca wielu pokoleń młodzieży”. Niektórym jego nazwisko kojarzy się głównie z literaturą, gdyż był także całkiem zdolnym poetą (członkiem Związku Literatów Polskich) i pozostawił po sobie wiele wysoko ocenianych przez specjalistów utworów. W zbiorze pt. Świadectwa chorej pamięci, opublikowanym w piśmie „Odra”, tuż przed śmiercią opisał wydarzenia z przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych, określanych ongiś jako „okres utrwalania władzy ludowej”. Zarówno redakcji, jak i czytelnikom nie przyszło chyba do głowy, iż to, co wydawało im się „licencją poetycką” było tragicznie realne. Poszczególne wiersze opisywały autentyczne wydarzenia: śmierć jego brata – „Boruty”, sprofanowanie jego grobu przez żołnierzy KBW, aresztowanie i proces matki, agenturalną misję na Podlasiu, likwidację patrolu por. „Brzaska”, likwidację patrolu „Arkadka” itp. Wiersze są doprawdy wstrząsające, jak chociażby ten, w którym pisze on o swym wyjeździe na Podlasie wiosną 1950 r., kiedy to wykonywał „zadania operacyjne”:

bottom of page